piątek, 2 czerwca 2017

Ratownik medyczny

Wstaję o 4:30 do pracy docieram na 7:00 piję kawę i podpisuję kartę obecności, sprawdzam karetkę i sprzęt na wyposażeniu oraz leki, no i czekam na wyjazd i tak albo do 7:00 albo do 19:00.

Ratownik medyczny zawód z pasją - czytaj na careego.pl

--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

poniedziałek, 22 maja 2017

Tatuaże, bardzo dobry artykuł

Odnajdujemy je przede wszystkim w filmach, czasem u kogoś na ulicy. Przybierają różne formy – od wykonanych najprostszą metodą sinoniebieskich znaków czy obrazków po prawdziwie artystyczne, pełne kolorów i treści arcydzieła.

W Polsce rzadko spotyka się w więzieniach tatuaże tak rozbudowane, jak u głównego bohatera serialu „Prison Break", niewątpliwie też zasługują na uwagę.

Znaczenie tatuaży dobrze objaśnia artykuł.


 



--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

piątek, 7 kwietnia 2017

Najbardziej kontrowersyjna postać w historii, nawozy

Był taki człowiek, który uratował miliony ludzi i zabił miliony ludzi.
Nazywał się Fritz Haber - to człowiek który wynalazł sposób na produkcję przemysłową nawozów. Czemu to takie ważne? Od 1700 do 1900 roku populacja Europy zwiększyła się ze 100 mln do 400 mln, zaczynało brakować jedzenia. Uprawy nawożono ptasimi odchodami sprowadzanymi statkami z wysp Pacyfiku albo saletrą wydobywana na pustyniach. (Chile, które siłą zagarnęło Peru i Boliwii bogatą w saletrę pustynię, na jej eksporcie zarabiało krocie - tak, wtedy wojny toczyły się o nawóz nie o ropę.) Ale to było za drogie i za mało, bez rozwiązania problemu do 1930 roku z głodu umarłoby 40 mln ludzi (i tak umarło sporo ale przynajmniej nie z głodu, ale o tym potem) Ratunkiem okazała się wynaleziona przez Habera metoda syntezy amoniaku z azotu i wodoru, za którą dostał nagrodę Nobla - oj pasował do tej nagrody jak rzadko kto:(
Mówi się o nim, że to człowiek, który stworzył chleb z powietrza, że 2 na 5 ludzi żyjących współcześnie żyje dzięki jego pracy. Wiemy już jak uratował miliony, a jak zabił?
To on jest ojcem gazów bojowych. Pierwszy atak przy wykorzystaniu jego gazu miał miejsce pod Ypres w 1915 roku. Haber otrzymał promocję i został kapitanem w niemieckiej armii – ale podczas nocy kiedy celebrował swoją promocję w willi w Berlinie, jego żona popełniła samobójstwo, nie mogla znieść tego co zrobił. Nie przejął się specjalnie, rankiem wyruszył znów na front by testować gazy bojowe.
Ale to jeszcze nie koniec. Haber chciał poprawić swój bilans ratując ludzkość przed epidemią wszy/tyfusu i innego robactwa. On wspólnie ze swoim zespołem wynalazł środek do odwszawiania ubrań - wiecie już do czego to doprowadziło? Tak, do powstania Cyklonu B, którym uśmiercono miliony ludzi w obozach. A dopełnieniem chichotu losu jest fakt, że Haber był...Żydem i jego własna rodzina również została zagazowana jego wynalazkiem.

--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

Samooperacja, operacja samego siebie

W 1961 roku na stacji polarnej Nowołazariewskaja na Antarktydzie radziecki lekarz Leonid Rogozow zdiagnozował u siebie ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. W znieczuleniu miejscowym, przeprowadził na sobie zabieg appendektomii, czyli usunięcia wyrostka. Operacja trwała prawie dwie godziny. Asystowali mu inżynier-mechanik i meteorolog.

29 kwietnia 1961 roku Rogozow zdiagnozował u siebie ostre zapalenie wyrostka robaczkowego. Lekarz wypróbował wszelkie sposoby leczenia zachowawczego. Ani głodówka, ani antybiotyki nie pomagały. Gorączka rosła z godziny na godzinę. Rogozow był jedynym chirurgiem na stacji polarnej, oddalonej 80 kilometrów od brzegu. Ani Nowołazariewskaja, ani żadna z pobliskich stacji polarnych nie dysponowała samolotem. Zresztą, warunki pogodowe uniemożliwiały lot. Odcięci od świata polarnicy mogli liczyć jedynie na własne siły.

Rogozow podjął decyzję: będzie operował sam. W normalnych warunkach appendektomia jest prostym zabiegiem. Sytuacja radykalnie się zmienia, kiedy lekarz jest jednocześnie pacjentem. Asystowali mu meteorolog Aleksander Artemjew, który podawał instrumenty, i inżynier-mechanik Zenobi Teplinski, który trzymał niewielkie lusterko i lampę stołową. Była jeszcze trzecia osoba, szef stacji polarnej Władysław Gerbowicz, na wypadek, gdyby któryś z asystentów zemdlał (żaden z nich nie miał nic wspólnego z medycyną).

Z dziennika Rogozowa:

Nie dopuszczałem do siebie żadnej innej myśli, oprócz operacji…W przypadku, jeśli straciłbym przytomność, Sasza Artemjew miał zrobić mi zastrzyk. Dałem mu strzykawkę i pokazałem, jak to się robi… Moi biedni asystenci! W ostatniej chwili popatrzyłem na nich: stali w białych fartuchach i sami byli bieluścy. Też się bałem. Ale wziąłem do ręki strzykawkę z nowokainą i zrobiłam sobie pierwszy zastrzyk. W jakiś sposób automatycznie przestawiłem się na tryb operacji. Od tej chwili nie istniało dla mnie nic innego.

Operacja odbyła się w nocy z 31 kwietnia na 1 maja 1961 roku. W pozycji półleżącej lekarz znieczulił się miejscowo, następnie przy pomocy skalpela rozciął sobie brzuch i – co chwilę omdlewając – wyciął wyrostek, zaaplikował antybiotyk i zaszył ranę. W trakcie dawał wskazówki swoim asystentom.

Operowałem bez rękawiczek. Lustro pomaga, ale jednocześnie komplikuje sprawę – w końcu widzimy odbicie. Pracowałem głównie kierując się dotykiem. Doszło do silnego krwawienia, ale nie pozwalałem sobie na pośpiech – wszystko trzeba było zrobić na pewno. Po otwarciu jamy brzusznej, zadrasnąłem jelito ślepe i musiałem je zaszyć. Nagle w głowie pojawiła się myśl: „Poraniłem się w jeszcze kilku miejscach i nie zauważyłem tego…" Byłem coraz słabszy, w głowie mi się kręciło. Co cztery-pięć minut musiałem odpoczywać 20-25 sekund. Wreszcie, on, przeklęty wyrostek robaczkowy! Z przerażeniem zobaczyłem ciemną plamę na nim: oznaczało to, że dzień zwłoki i nie udałoby się mnie już uratować…".

Po tygodniu Rogozow był już zdrów, a po dwóch wrócił do pracy. Jesienią 1962 roku, w aurze bohatera, wrócił do Leningradu.

--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

(dla dorosłych) jedna z najstraszniejszych fotografii

Dla dorosłych:
Ojciec siedzący nad dłonią i stopą swojej pięcioletniej córki, zamordowanej za karę za nie wyrobienie dziennej normy zebranego kauczuku, Kongo Belgijskie

Fotografia autorstwa Alice Seeley Harris, imię mężczyzny to Nsala. Cytat z jej ksiązki „ Don't Call Me Lady: The Journey of Lady Alice Seeley Harris":
„Mężczyzna nie wyrobił dziennej normy zbioru kauczuku, więc belgijscy nadzorcy odcięli jego córce dłoń i stopę. Miała na imię Boali. Miała pięć lat. Następnie ją zamordowali. Ale nie zaprzestali na tym. Następnie zamordowali także jego żonę. I jakby było to niewystarczająco okrutne, niewystarczająco wymowne, dodatkowo zjedli szczątki Boali i jej matki. Następnie obdarowali Nsali pozostałościami po ciele jego córki, którą tak bardzo kochał. Jego życie zostało zrujnowane. Częściowo zniszczyli je już wcześniej, zmuszając do niewolniczej pracy, ale ten akt przypieczętował całą tragedię. Całe to okrucieństwo działo się z powodu jednego człowieka, żyjącego tysiące kilometrów za morzem, jednego człowieka, któremu nigdy nie dość było bogactwa, który zadeklarował ten ląd jako swój, i ludzi żyjących tutaj jako swoją własność. Leopoldowi nie przeszło nawet przez myśl, że te afrykańskie dzieci, te kobiety i mężczyźni, byli naszymi w pełni ludzkimi braćmi, stworzonymi przez tą samą Rękę, która stworzyła jego królewski ród."

Wolne Państwo Kongo było królestwem w Środkowej Afryce, będącym prywatną własnością Króla Leopolda II, króla Belgów, założonym i uznanym na Konferencji Berlińskiej w 1885 roku. Przez 23 lata (1885-1908) rządów Leopolda II w Państwie Konga zmasakrowano około 10 milionów Afrykańczyków, odcinając im dłonie lub genitalia, chłoszcząc na śmierć, głodząc, zmuszając do niewolniczej pracy, zabierając dzieci jako zakładników i paląc wioski. Wszystkie te zbrodnie Leopold II popełnił nie stawiając nawet w Kongo stopy. Za jego rządów, Wolne Państwo Kongo stało się jednym z największych skandali wczesnego dwudziestego wieku.

ABIR Congo Company (założona jako Anglo-Belgian India Rubber Company później znana jako Compagnie du Congo Belge) była spółką założoną w celu pozyskiwania najważniejszego dobra naturalnego Kongo, kauczuku. Biznes ABIRu kwitnął w późnych latach 90. XIX wieku, kiedy kilogram kauczuku sprzedawano w Europie za 10 Franków, a jego wyprodukowanie kosztowało tylko 1,35 Franka. Niestety, tak niskie koszty produkcji uzyskano dzięki łamaniu praw ludzi, którzy nie byli w stanie zapłacić podatków, przez więzienie ich, chłostanie i stosowanie innych kar cielesnych.

Niewypełnienie normy zbioru kauczuku było karane śmiercią. Żołnierze Force Publique, formacji wojskowej składającej się z tubylców, byli zmuszani do dostarczania dowodów na zabicie niewolnika, gdyż bano się, że będą przeznaczać cenną amunicję na polowanie. W konsekwencji, przydziały kauczuku spłacano częściowo w odciętych dłoniach. Czasami dłonie były zbierane przez przez żołnierzy Force Publique, czasami przez samych mieszkańców. Zdarzały się nawet małe wojny, podczas których wioski atakowały sąsiednie wioski w celu zdobycia dłoni, ponieważ normy były niemożliwe do wypełnienia.

Katolicki ksiądz cytuje mężczyznę mówiącego o znienawidzonym przywódcy dystryktu znajdującego się 500 kilometrów na północ od Stanley Pool: "wszyscy czarni widzieli tego człowieka jako „diabła z równika". Ze wszystkich martwych ciał trzeba było odcinać dłonie. Chciał widzieć, ile dłoni odciął każdy z żołnierzy, którzy musieli przynosić je w koszykach. Wioski, które nie zgodziły się na dostarczanie kauczuku, były anihilowane. Jako młody mężczyzna, widziałem żołnierza, Molili, strzegącego wioski Boyeka, jak wziął sieć, włożył do niej dziesięciu aresztowanych tubylców, przyczepił do niej wielkie kamienie i wrzucił ją do rzeki… Kauczuk był powodem tego wszystkiego. Dlatego nie chcemy więcej o nim słyszeć. Żołnierze zmuszali młodych mężczyzn do mordowania i gwałcenia ich własnych matek i sióstr."

Jeden z oficerów opisał atak na protestującą wioskę. Jego dowódca „rozkazał im odciąć głowy mężczyzn i powiesić je na palisadach otaczających wioskę… I powieszenie kobiet i dzieci na palisadzie na kształt krzyża". Duński misjonarz, po zobaczeniu zabójstwa Kongijczyka po raz pierwszy, napisał: „Żołnierz powiedział: nie bierz sobie tego do serca. Zabiją nas, jeśli nie przyniesiemy kauczuku. Zarządca obiecał nam skrócenie służby, jeśli przyniesiemy mu wystarczająco dużo dłoni".

W słowach Petera Forbatha: "Kosze wypełnione odciętymi dłońmi, składane u stóp europejskich dowódców, stały się symbolem Wolnego Państwa Kongo. Zbieranie dłoni stało się zwyczajem samym w sobie. Żołnierze Force Publique przynosili je do dowództwa zamiast kauczuku; nawet zbierali je zamiast kauczuku… Stały się swego rodzaju walutą. Stały się zadośćuczynieniem za spadki w normach kauczuku, zastąpiły… niewolników potrzebnych do zbioru. Żołnierzom Force Publique płacono premie na podstawie ilości zebranych dłoni."

W teorii, każda odcięta prawa dłoń była dowodem zabójstwa. W praktyce jednak, żołnierze często oszukiwali, po prostu odcinając dłoń i zostawiając ofiarę na pastwę losu. Wielu ocalałych mówiło, że udało im się przeżyć masakry tylko dzięki udawaniu martwych, nie ruszaniu się nawet w momencie, kiedy ich dłonie były odcinane, i czekaniu aż żołnierze się oddalą. Zdarzało się, że żołnierz mógł skrócić swoją służbę przynosząc więcej dłoni niż inny żołnierz, co doprowadzało do szeroko zakrojonych okaleczeń.

Spadek w populacji Kongo jest zauważany przez wszystkich porównujących jej stan z początku rządów Leopolda ze stanem w momencie objęcia rządów przez państwo Belgijskie w 1908 roku, ale dokładne liczby są trudne do ustalenia. Obserwacje niektórych współczesnych badaczy mówią o spadku nawet o połowę, ale naukowcy z Royal Museum for Central Africa mówią o 15% na przestrzeni 40 lat rządów kolonialnych.

--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

Pewne piękne szwedzkie słowo

Gdybym miała wybrać swoje ulubione szwedzkie słowo, byłoby to chyba właśnie to: vargtimmen, godzina wilka. Jest takie zupełnie nie po skandynawsku metaforyczne i niesamowite. Godzina wilka to czas przed świtem, między 3 a 5 nad ranem, ostatnie godziny nocy, zaraz przed powrotem światła. Według ludowych wierzeń to najtrudniejsza część doby, czas, w którym rodzi się najwięcej dzieci i najwięcej ludzi umiera, śpiący mają najgorsze koszmary, a cierpiących na bezsenność ogarnia największy lęk. Czuwających przy ognisku zaś w tym czasie właśnie mógł zmorzyć sen, czyniąc z nich łatwe ofiary wilków. Według nauki natomiast jest to okres najmniejszej aktywności organizmu, kiedy obniża się temperatura ciała, ciśnienie krwi i przemiana materii.

Jest to także tytuł filmu Ingmara Bergmana. I piosenki zespołu Hedningarna

--
Pozdrawiam,
Tomasz

______________________________________________

 Contact information:

e-mail: tomaszkonrad@gmail.com


Do not hesitate to contact me!

Niewidome osoby

 Kilkanaście lat temu rozwiązano ciekawą zagadkę z 1688 roku. Zagadka ta brzmiała następująco: czy osoba niewidoma od urodzenia, potrafiąca odróżniać przedmioty np. zmysłem dotyku poprzez ich kształty (takie jak kula czy sześcian), będzie w stanie odróżnić je wyłącznie za pośrednictwem wzroku, gdyby dano jej taką możliwość? Odpowiedź uzyskano w 2003 roku po przywróceniu wzroku 5 takim osobom, a brzmiała ona

Nie


Ponadto nie były w stanie pojąć, dlaczego obiekty stają się coraz mniejsze w miarę oddalania się od nich.


Ciekawostka:
Nauka języka polskiego wśród głuchoniemych to problem, szczególnie przy dość częstym podejściu środowiska Głuchych na zasadzie "nam niczego nie brakuje, to wy jesteście ograniczeni" i izolowaniu się społecznym (są równie chętni do nauki języka polskiego, jak Janusz na budowie w UK angielskiego) oraz nędznym poziomem szkół dla słabo słyszących prowadzi do tego, że część głuchoniemych posługuje się językiem polskim na poziomie bardzo dyskusyjnym. W roku szkolnym 2011/2012 połowa (sic!) uczniów słabosłyszących i głuchych chodziła do szkół specjalnych.