środa, 10 grudnia 2014

Duchy na polowaniu

Jestem myśliwym. Lubię spacerować po lesie, siedzieć na ambonie i obserwować. 

Las.


Pewnego dnia poszedłem z moim psem na  ambonę. W zwykły, szary, listopadowy dzień.
Terrier jest super, bo siedzi cicho na zasiadce, a w miocie rzuciłby się do gardła nawet i niedźwiedziowi.

Ambona ma okienko, a od sąsiadującej strony - wejście z tarasikiem.

Strona od okienka wychodzi na taki wał, dość odległy, w stronę Czech. Patrzę - po wale wędruje sobie jakiś czarny punkcik.

Biorę lornetkę - trochę za daleko żeby to zidentyfikować, ale jakieś 10 minut poodprowadzałem go wzrokiem.

Nagle odwracam się, a tu po polu w moją stronę, jakieś sto metrów od ambony idzie dziewczyna.

Szczupła, sukienka kremowa chyba w kwiatki, krok dość pewny, jednostajny, włosy ciemne. W tym momencie lekko zwątpiłem. Dziewczyna zatrzymała się może jakieś 7 metrów od ambony i patrzy w górę. Dziewczyna miała bardzo jasne, niebieskie oczy, ale takie bardzo dziwne i spokojne zarazem.
Stała i patrzyła. Chciałem jak najszybciej przerwać tę ciszę i spytałem:

Cześć. Przyszłaś na spacer?

Cisza.  Czuję tylko wzrok na mnie z głową wygiętą do góry. Ja lekko już obsrany, pytam jej czy jest Czeszką może. Ta nic. Patrzy. Mój startujący na wariata do dzików pies, siedzący pod moimi kolanami zaczął się trząść jak obłąkany, po chwili poszedł w kąt ambony i się telepie. Patrzę na tę kobietę, ta stoi i patrzy, a ja już totalnie obsrany ze strachu, nie tyle nią samą co reakcją mojego psa, który widzieć jej nie mógł, bo łeb miał za nisko.

Nagle dziewczyna bez słowa zaczęła iść w stronę wału. Odetchnąłem mocno, przyznaję, i tak ją śledzę wzrokiem.

Do wału prowadziła polna dróżka z lekkimi wzniesieniami. Przeszła jakieś dwieście metrów - pomyślałem sobie, że obczaję lornetką. Patrzę,a tam nic. Pole.

Opuściłem lornetkę - no idzie panna koło dwóch krzaków. Znowu w lornetkę - pusto, same krzaki.

Wtedy przeszła mnie nieopisana fala lęku, sztucer wziąłem w rękę i uciekałem 800 metrów w stronę auta z psem jak psychol.

Chata myśliwego


Wsiadłem do auta, zapaliłem wszystkie lampki, psa na siedzenie z przodu, sztucer też i jechałem obsrany jak choinka do domu.Więcej nie odwiedzałem tej ambony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz